sobota, 21 maja 2011

Ja - drugi Maradona...

Pogoda jest cudowna. W sam raz na grę w piłkę nożną. I właśnie rozgrywany za moim oknem mecz skłonił mnie do refleksji. Przerywam więc na chwilę czytanie książki „Ta straszna Środa?” (polecam!), by wyrzucić z siebie kilka przemyśleń.


Dlaczego wiele kobiet i niewielu mężczyzna nie ma pojęcia o piłce nożnej (co bywa zresztą powodem żartów)? Powód wydaje się banalny.


W patriarchalnym społeczeństwie nie pozwala się dziewczynkom grać w piłkę nożną, może poza incydentalnymi sytuacjami na podwórkach. W szkole - nigdy! Od chłopców oczekuje się natomiast, że wyrosną na drugiego Owena, Zidane czy Maradonę. Już od pierwszej klasy podstawówki uczniów na lekcjach wychowania fizycznego dzieli się wg płci. Chłopcy gonią za piłką, dziewczęta grają w „dwa ognie”.


Doskonale pamiętam, jak nienawidziłem piłki nożnej. O ile w klasach I-III graliśmy w nią dość rzadko, o tyle potem - często, za często. Po pierwszej z takich lekcji wróciłem do domu załamany, ale z postanowieniem, że będę oglądał w telewizji wszystkie mecze i, jak na prawdziwego mężczyznę - czwartoklasistę przystało, nauczę się wszystkich zasad. Obejrzałem godzinę meczu i wyłączyłem telewizor. Uważałem, że piłka nożna jest durna. Na lekcjach do drużyny wybierany byłem zawsze jako ostatni. Nie miałem zielonego pojęcia, co robić na boisku. Udawałem więc, że robię cokolwiek... Kiedyś koledzy mi poradzili, że jak piłka zbliża się w stronę naszej bramki, to mam ją wykopną za boisko. (Do dziś nie wiem, dlaczego. I do dziś nie wiem, na jakiej pozycji „grałem” - mam wrażenie, że byłem trzecim słupkiem bramki.) Poczułem nagły przypływ wiary w siebie i skupiałem się, by wybijać piłkę za boisko. Mojej pozycji w klasie to nie poprawiło. Dalej nie wiedziałem, o co chodzi. Robiłem więc wszystko, żeby nie chodzić na WF. A to zapomniałem stroju, a to podrobiłem sobie zwolnienie...


Tym sposobem nabawiłem się fobii. Paniczny lęk przed WF-em długo nie dawał mi spokoju i chyba nigdy się nie skończył.


A pomyśleć, że wystarczyłoby podzielić klasę (lub dwie) na grupy. Jednak nie ze względu na płeć, ale na rodzaj gry. Jedni graliby w piłkę nożną, inni w dwa ognie, a trzecia grupa mogłaby np. biegać. Wydawać by się mogło, że szkoła powinna być ostatnim miejscem, gdzie uczniów dzieli się nie za względu na zainteresowania i umiejętności, ale na płeć. A jednak... Na miejsce ułomnego mnie znalazłoby się pewnie przynajmniej kilka dziewczyn, które chętnie dołączyłyby do gry w „nogę”.


Pisząc to, obudziło się we mnie sporo negatywnych emocji i jedno pytanie: Kiedy w końcu szkoły będą przyjazne uczniom, a nie nauczycielom?




Blogger Wykop Śledzik Gwar.pl Mixx DesignFloat Buzz It StumbleUpon Digg! Delicious BlinkList Yahoo! Buzz Furl Technorati Simpy Spurl Reddit Google Bookmarks Twitter FaceBook email this

5 komentarzy:

  1. sam nie lubilem gry w pilkę, ale chyba ednak chłopcy graja w pilke, bo wiekszośc z nich to lubi, a dzieczynki nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewną są chłopcy, którzy uwielbiają piłkę. A ilu jest takich, którzy widzą, że prawdziwy facet musi się znać na piłce i dlatego grają? Trudno powiedzieć. Presja społeczna jest tu bardzo istotna. Na dziewczynki, które chcą grać w "nogę", patrzy się co najmniej dziwnie. A w szkole nazywa je chłopczycami lub babo-chłopami... Niestety...

    OdpowiedzUsuń
  3. Najnowszą Środę również polecam!:-)
    Pewne stereotypy przekazywane przez społeczeństwo (nota bene także przez wiele kobiet) wyplewić trudno i walczyć z nimi niezwykle ciężko... Od najmłodszego wpaja nam się, że pewne obowiązki/zadania należą do określonej płci. A w Norwegii np. świadomość społeczna jest o kilka dobrych poziomów o wiele wyższa (tam nikogo nie dziwi, że w zakładzie "typowo męskim" pracuje kobieta, ba! ma nawet osobną szatnię, toaletę itd.).
    Rozmawiam na co dzień z kobietami wykształconymi o szerkokich horyzontach, które mówią, że przesadzam z tym swoim feminizmem, bo przeciez szef powinien być facetem, bo taki humorów nie ma itd. I trzeba tłumaczyć, że nie dzieli się ludzi na płeć, że ocenia się człowieka po tym, jaki jest itp.
    A wszystko w domu się zaczyna, w szkole. Może kiedyś nadejdzie czas, że lekcje w-fu będa wyglądały tak, jak proponuje autor powyżej. Jestem za!!!
    P.S. Wszystkim polecam przeczytać najnowszą Środę. Wiele pań może się zdzwić, iż nazwie się po jej lekturze feministkami, bo Środa uświadamia;-)

    Pozdrawiam,
    Kobieta

    OdpowiedzUsuń
  4. Książkę "Ta straszna Środa?" przeczytałem jednym tchem! Bardzo interesująca, można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy :))

    Jak zwykle zgadzam się z całym powyższym komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam nie wiem, ale u mnie takich problemów na WF-ie nie było :) a zwolnienia podrabiałem tylko na biegi których nienawidziłem, a na zawody mnie zawsze posyłano.. nie każda szkoła jest taka sama... chwała bogu !

    OdpowiedzUsuń