Dlaczego wiele kobiet i niewielu mężczyzna nie ma pojęcia o piłce nożnej (co bywa zresztą powodem żartów)? Powód wydaje się banalny.
W patriarchalnym społeczeństwie nie pozwala się dziewczynkom grać w piłkę nożną, może poza incydentalnymi sytuacjami na podwórkach. W szkole - nigdy! Od chłopców oczekuje się natomiast, że wyrosną na drugiego Owena, Zidane czy Maradonę. Już od pierwszej klasy podstawówki uczniów na lekcjach wychowania fizycznego dzieli się wg płci. Chłopcy gonią za piłką, dziewczęta grają w „dwa ognie”.
Doskonale pamiętam, jak nienawidziłem piłki nożnej. O ile w klasach I-III graliśmy w nią dość rzadko, o tyle potem - często, za często. Po pierwszej z takich lekcji wróciłem do domu załamany, ale z postanowieniem, że będę oglądał w telewizji wszystkie mecze i, jak na prawdziwego mężczyznę - czwartoklasistę przystało, nauczę się wszystkich zasad. Obejrzałem godzinę meczu i wyłączyłem telewizor. Uważałem, że piłka nożna jest durna. Na lekcjach do drużyny wybierany byłem zawsze jako ostatni. Nie miałem zielonego pojęcia, co robić na boisku. Udawałem więc, że robię cokolwiek... Kiedyś koledzy mi poradzili, że jak piłka zbliża się w stronę naszej bramki, to mam ją wykopną za boisko. (Do dziś nie wiem, dlaczego. I do dziś nie wiem, na jakiej pozycji „grałem” - mam wrażenie, że byłem trzecim słupkiem bramki.) Poczułem nagły przypływ wiary w siebie i skupiałem się, by wybijać piłkę za boisko. Mojej pozycji w klasie to nie poprawiło. Dalej nie wiedziałem, o co chodzi. Robiłem więc wszystko, żeby nie chodzić na WF. A to zapomniałem stroju, a to podrobiłem sobie zwolnienie...
Tym sposobem nabawiłem się fobii. Paniczny lęk przed WF-em długo nie dawał mi spokoju i chyba nigdy się nie skończył.
A pomyśleć, że wystarczyłoby podzielić klasę (lub dwie) na grupy. Jednak nie ze względu na płeć, ale na rodzaj gry. Jedni graliby w piłkę nożną, inni w dwa ognie, a trzecia grupa mogłaby np. biegać. Wydawać by się mogło, że szkoła powinna być ostatnim miejscem, gdzie uczniów dzieli się nie za względu na zainteresowania i umiejętności, ale na płeć. A jednak... Na miejsce ułomnego mnie znalazłoby się pewnie przynajmniej kilka dziewczyn, które chętnie dołączyłyby do gry w „nogę”.
Pisząc to, obudziło się we mnie sporo negatywnych emocji i jedno pytanie: Kiedy w końcu szkoły będą przyjazne uczniom, a nie nauczycielom?