Zbliża się 14.00. Mija mnie grupka bębnierzy i bębniarek. Od razu widać, że idziemy w tym samym kierunku. Ubrani na różowo, beztroscy i uśmiechnięci. Ludzie gęstnieją pod Teatrem Wielkim. Atmosfera jest spokojna, radosna. Na muzyków już czekają różowi znajomi - jeden z chłopaków na kurtkę załozył różowy stanik, a na spodnie koronkowe figi. Sympatycznie.
Wybija godzina zero - 14.00, ale nie ruszamy. Policja prosi manifestujących o odrobinę cierpliwości. Kordon funkcjonariuszy oddziala kibiców Lecha. Kibole zaczynają krzyczeć: "Pedały, co was tak mało?!". "Tęczowi" nie wyglądają ani na zaskoczonych, ani tym bardziej wystraszonych. Pewnie są już przyzwyczajeni - ja nie. W końcu ruszamy. Grają bębny. Od czasu do czasu przerwa na wykrzyczenia haseł: "Wolność, równość, tolerancja!", "Żądamy ustawy o związkach partnerkich!", "Dość łamania praw człowieka!" czy "Każdy inny, wszyscy równi!". Kibole towarzyszą nam cały czas. Obok mnie idzie małżeństwo z kilkuletnią dziewczynką. Na Starym Rynku jakiś nierozgarnięty miłośnik Lecha krzyczy do mężczyzny: - Jesteś popierdolony! Z dzieckiem przychodzisz?! Jesteś pojebany! Powinni cię zamknąć! A dziecko powinna zabrać opieka społeczna! Popierdoliło cię! Podczas całej trasy tego typu okrzyków było znacznie więcej, a stopień ich wulgarności wzrastał. Szliśmy dalej. Ludzie poprzewieszani na parapetach, jak w muzeum sztuki nowoczesnej. Niektórzy machali z uśmiechem, inni pokazywali "fuck you" i coś wykrzykiwali. Prawie wszyscy robili zdjęcia. Również przechodnie. Jak na spektaklu albo w cyrku.
Nikt się nie zastanawia, jak trudno tak kroczyć, co czują manifestujący wyzywani od pedałów, lesb, zboczeńców. Nikt nie zastanawia się, jak trudna bywa codzinność, jak strasznie przytłaczająca. Zawsze tylko uśmiechnięte gęby.
Udział w Marszu Równości to nie tylko demokratyczny przywilej. To również, a być może przede wszystkim, obowiązek - nie tylko społeczności LGBT, ale wszystkich, którzy chcą żyć w naprawdę wolnym, tolerancyjnym i sprawiedliwym kraju. Obowiązek niełatwy.
Niektórzy są takim manifestacjom przeciwni. Twierdzą, że to promocja homoseksualizmu. Ale czy trzymający się za rękę chłopak i dziewczyna są napiętnowani za to, że promują heteroseksualizm? Nie. Jeżeli już cokolwiek manifestują, to jedynie miłość do siebie. Spójrzmy w ten sam sposób na osoby homoseksualne. No i warto pamiętać, że sufrażystki też nie siedziały w domach i nie narzekały, tylko wychodziły na ulice i domagały równych praw. Niedługo potem dostały m.in. prawa wyborcze. Tylko publiczne manifestowanie, wywieranie presji na rządzących może doprowadzić do zmian na lepsze. Zatem: Co Was tak mało?!
A jutro wybory samorzadowe, więc wszyscy do urn! Wybierzmy mądzrze!